Od dziecka było dla mnie oczywiste, że skoro ktoś umie pisać, to umie i czytać. Kiedy zacząłem zagłębiać się w zaczarowany świat kaligrafii, rzeczy oczywiste przestały takimi być.
Rozmawiając z miłośnikami kaligrafii zauważyłem, że spora część albo zaczynała od lektury Tolkiena i studiowania map Śródziemia, albo grając w RPGi, albo zahaczając o bractwo mniej lub bardziej rycerskie. Część, głównie dziewczyn, zachwyciło się Jean Austin. Liczyły, że pracowicie kaligrafując coś rozważnego i romantycznego, dostaną w odpowiedzi coś więcej, niż SMSa „Piękny list, ale możesz mi to wysłać mailem, jakoś normalnie? Nie mogę przeczytać”. Kontynuuj czytanie