Jak zbombadilowałem starą raportówkę

Wiecie z pewnością, że „Z Toma Bombadila chłopak był morowy, żółte buty miał juchtowe, kubrak szafirowy, pas zielony nosił, spodnie z mocnej skóry, a za wstążką kapelusza wpiął łabędzie pióro.[1]
U boku zaś wojskowa torba mu dyndała, dziwną, wstrętną farbą, malowana cała [2].

Tak się złożyło, że droga do pracy, mojego zacnego kolegi, Toma Bombadila prowadzi akurat tuż koło mojej pracy. No i czasem spotykamy się na parę minut by omówić ważne i mniej ważne sprawy albo wymienić różnymi tolkienowskimi artefaktami.
Razu pewnego patrzę, a Tom niesie wojskową raportówkę z lat 80 i z daleka krzyczy: „Patrz, co dostałem od wujka! Tylko coś mi się tu w pasku zacięło i się boje zerwać, a ty sie na tym znasz”. Hmmm… No nie znam. No może ciut, amatorsko, ale nie będę się przyznawał.  Torba zacna, 40 lat temu szczyt marzeń. Kto miał wejścia w wojsku, z dumą nosił, oczywiście na zbyt długim pasku. Solidny kawał wołowej skóry, tyle, że wykończony jakąś mocno PRLowską farbą. Coś jak emulsja na ścianach w przychodni. Ogólnie masakra. Ale… A gdyby tak… A może? Hmmm… 

– „Dawaj tę torbę, zobaczę co z tym paskiem. Słuchaj, a może by spróbować ją troszkę podrasować, by była bardziej stylowa i bardziej pasująca na bombadilowanie albo wikingowanie (bo Tom także wikinguje oprócz bombadilowania!)?”
– „Czemu nie! Tak się zastanawiałem, czy da się coś z nią zrobić.”

Tak naprawdę, to chyba nie zdążył nic powiedzieć, po prostu zabrałem mu tę torbę i wycofałem się na z góry upatrzone pozycje. Jak spieprzę, to odkupię, widziałem parę na aukcjach. Nie wiedziałem jeszcze, na co się rzucam, jako dyletant. 

Kontynuuj czytanie

Przy ogniu na YouTube

Nie wiem czy wiecie, ale mam też swój kanał na YouTube. Nie jest zbyt wielki ani zbyt aktualny, ale będę próbował ten stan zmienić.
Oczywiście polecam swoje starsze filmy, szczególnie te poświęcone różnorakim formom hobbitowania, ale… No cóż. Lubię je, ale są już stare. Chciałbym więc wrócić do tej zabawy, ale bez jakiegoś szczególnego nacisku na tematy stricte tolkienowskie. Raczej chciałbym po prostu pokazywać właśnie moje hobbitowanie. To co lubię. O ile… Kontynuuj czytanie

Boso przez Shire, czyli o problemach nieoczywistych

Nienawidzę chodzić boso. Serio. Ostatnie Tolkien Reading Day, gdzie cały dzień biegałem boso w stroju hobbita, było dla mnie prawdziwym wyzwaniem. Słabo, jak na niziołka, no nie? Dreptając po zimnych posadzkach Collegium Historicum zastanawiałem się, jakich jeszcze problemów może dostarczać taki styl życia.
Amatorsko „studiuję” życie moich wymyślonych niskorosłych przodków. Zastanawiam się,  jak żyli? Czy też jak chcą niektórzy – jak mogliby ewentualnie żyć? Rozważając te sprawy często zastanawiam się nad zupełnie prozaicznymi sprawami. Co jadali, gdzie się załatwiali (!), z jakimi problemami codziennego życia się borykali. Nie wiemy o nich w istocie zbyt wiele, oprócz tych szczątkowych informacji, jakie o swoich ulubionych (!) bohaterach nam zostawił Tolkien. 
Na szczęście hobbici to ludzie, teoretycznie szukając odpowiedzi można by się wzorować na Anglii w XVIII wieku, sprzed rewolucji przemysłowej. No, może z elementami epoki wiktoriańskiej czy nawet późniejszych czasów. „Hobbit” jest (niestety) miksem epok i zwyczajów. Choć może to właśnie dobrze, bo każdy tam znajdzie coś znajomego dla siebie.  Nie zawsze jest to jednak takie proste.
Jednym z takich niepotrzebnych pytań, jakimi zaprzątam sobie głowę jest: „Jak radzili sobie z utrzymaniem porządku w domach, chodząc cały czas boso?”. Oczywiście, jak wiemy nie wszyscy hobbici chodzili boso, ale skupmy się na tych najbardziej popularnych, czyli hobbitach z Hobbitonu. Niezależnie od pozycji społecznej, pogody i pory roku wszyscy chodzą boso, a przynajmniej tak deklaruje autor. Mają z natury grubą podeszwę stóp, prawdopodobnie nie straszne im są drobne zranienia, szyszki w lesie a kto wie, może nawet klocki lego. Możemy więc pominąć rozważania, czy może np. drażnić coś na podłodze w ich norce. Pewnie nie zwrócą nawet uwagi. 
Póki taki hobbit biega sobie po wiosce, w lesie czy urzęduje na łące – w sumie nic się nie dzieje. Nawet jak wdepnie w krowi placek – co tam. Jak to mawiają harcerze po trzech tygodniach w lesie – „jak się wysuszy, to się samo skruszy”. Problem zaczyna się moim zdaniem w momencie powrotu do norki. 

Kontynuuj czytanie

Hobbicka poczta. Część 3 – znaczek.

Masz już list lub kartkę oraz własnoręcznie wykonaną kopertę, w którą go zapakujesz. Ale potrzebny jest znaczek. Czy da się coś zrobić bez wychodzenia z domu?

Przykłady znaczków narysowanych przez J.R.R. Tolkiena
Źródło: „Letters From Father Christmas: Centenary Edition”

Częściowo tak.  I nie będzie to już takie proste. Nie obejdzie się bez odrobiny nowoczesnej techniki, w tym dostępu do Internetu, ale za to w sprzyjających okolicznościach efekt może być powalający. Jeśli oczywiście odbiorca zwraca uwagę na subtelne szczegóły.

Podam Ci dwa sposoby, wybierz taki, który jest dla Ciebie lepszy.
Wybór należy do Ciebie, metoda pierwsza jest tańsza (o ile masz dostęp do drukarki), metoda druga o wiele ciekawsza i ładniejsza ale wymaga jednak niestety wizyty na poczcie.
Dodam, że z metody pierwszej korzystałem wiele razy, z drugiej nie, dlaczego dowiecie się później. Do roboty!
Ważna informacja: artykuł nie jest (niestety…) w żaden sposób sponsorowany przez Pocztę Polską :(. Kontynuuj czytanie

Hobbicka poczta w czasach zarazy. Część 2 – koperta.

Frodo wyjmujący listy ze skrzynki w Bag End.
Fragment kadru z filmu „The.Hobbit. An Unexpected Journey”

I jak, list już gotowy?  Przepisany bez błędów, na czystym, niepogniecionym papierze? Wspaniale! To teraz potrzebna by była jakaś koperta.

Wiecie, że kopert używano kiedyś do wręczania… gotówki? Tak! Gotówką w czerwonych kopertach chiński cesarz honorował swoich urzędników już w II wieku p.n.e.  Jednak koperty jakie my znamy to dopiero wiek XIX, podobnie jak znaczki pocztowe.

Do tego czasu listy zwykle po prostu składano pismem do wewnątrz i na przykład pieczętowano. Nie znaczy to, że wcześniej nie zabezpieczano listów dodatkowym opakowaniem.  We francuskim dokumencie z 1671 roku możemy przeczytać, że „opakowanie («enveloppe») papierowe, na którym pisany jest adres listu to oznaka szacunku okazywanego w stosunku do zwierzchnika, do którego list jest kierowany”. Warto poczytać o historii kopert i poczty, jest niezmiernie ciekawa, a miłośnikom tej urokliwej choć powoli archaicznej formy korespondencji, serdecznie polecam film „Piekło pocztowe” z 2010 r. ekranizację książki Terry’ego Pratchetta pod tym samym tytułem.

Koperty obecnie są bardzo tanie, bardzo przyzwoita koperta formatu C6, w dosyć drogim sklepie w centrum miasta to koszt około 30-40 groszy. Czy warto się więc bawić, skoro jakby tego nie liczyć, prawdopodobnie wyjdzie drożej? Moim zdaniem tak.

      1. Ustaliliśmy, że skoro panuje zaraza, nie musimy niepotrzebnie iść do sklepu! Jeśli jesteś koronasceptykiem, wyobraź sobie, że panuje apokalipsa zombie a ofiarni listonosze mimo wszystko pracują dalej.
      2. Samodzielne zrobienie koperty jest proste i możesz ją zrobić z takiego papieru, jaki sobie wymarzysz. Na każdą okazję, dla siebie, dla dzieci do szkoły. Jest też na przykład doskonałą okazją do wspólnych, kreatywnych zajęć.
      3. Możesz tworzyć koperty bardzo spersonalizowane, unikalne. Mogą być nie mniej ciekawe, niż list w środku! Słyszałem nawet o kolekcjonerach takich kopert, to forma sztuki! Wiedziałeś, że jesteś nieodkrytym artystą?

A jakie są minusy? Trzeba usiąść i to zrobić. Trochę powycinać, męczyć z linijką, ołówkiem. Ciąć i kleić. Jeżeli minusy Was nie przerażają, do roboty. Kontynuuj czytanie

Hobbicka poczta w czasach zarazy. Część 1 – list.

Lord of the Rings. Fragment pracy Dorothy Binder
Źródło: https://fineartamerica.com/featured/1-lord-of-the-rings-dorothy-binder.html

Morowe powietrze nad całą Ardą, siedzimy w domach, ograniczamy fizyczne kontakty, już tak mocno od lat ograniczone przez telefony, SMSy i komunikatory. A może by wrócić więc do pięknego zwyczaju wysyłania kartek i listów? I kto wie, może nie tylko na święta?

Ale jak mamy to zrobić? Mamy unikać kontaktów, zachować dystans! Mamy teraz chodzić po sklepach? Lecieć na pocztę? – oczywiście że nie, czas mamy kiepski, ale to nie znaczy, że nie damy rady!

Na początek więc – podstawy, niezbędne do wysłania Najprawdziwszego Fantastycznego Niepowtarzalnego Hobbickiego Listu (lub kartki…)! Czytajcie więc uważnie! Bardzo uważnie, zanotujecie i powieście nad biurkiem, żebyście nie zapomnieli, przyda się na przyszłość:

– pergamin, papirus, ewentualnie czerpany papier, – pióro gęsie, indycze, orle ewentualnie profesjonalny zestaw do kaligrafii, – dobrej klasy atrament, oczywiście „hand made”, – wytworne koperty z eleganckiego papieru, – pieczęć do laku lub wosku lub sygnet z wygrawerowanym waszym inicjałem lub herbem, – dobrej klasy lak lub wosk pieczętny wykonany zgodnie ze średniowiecznymi recepturami, dla większej elegancji z drobinkami złota, oczywiście czerwony, – ukończony kurs kaligrafii przynajmniej III stopnia, – znajomość języków elfickich w stopniu komunikatywnym orz umiejętność zapisu runami i tengwarem, Kontynuuj czytanie

Kaletka dla Violetki cz. 2, czyli Seria Niefortunnych Zdarzeń.

Trwało to baaardzo długo, ale w końcu mogę Wam zaprezentować zarówno kaletkę która wykonałem dla żony, jak i film dokumentujący jej powstanie. Dlaczego tak długo trwało i trudnościach jakie spotkały mnie po drodze przeczytacie w tym wpisie. Będzie mi miło, jak przeczytacie go w całości, ale jak ktoś chce od razu film – to znajdziecie go na końcu 😉

W sumie ciekawa sytuacja. Zwykle jak coś robię, to zwykle mam jakieś problemy podczas pracy, a filmik czy zdjęcia to już bułka z masłem. Jak to mawiali nasi przodkowie – „natura nie znosi próżni” a równowaga Mocy musi być zachowana, więc tym razem uszycie kaletki było czystą przyjemnością (no, może oprócz poranionej od szydła dłoni…), ale część filmowa – to droga przez mękę. Kontynuuj czytanie

Nowy nabytek do hobbickiej kuchni!

Wszyscy czekają na drugą część „Kaletki dla Violetki”, ale musicie jeszcze przez chwilę uzbroić się w cierpliwość. Musiałem dokupić oświetlenie, żebyście cokolwiek widzieli na filmie, no i – dopiero zaczynam urlop i będę mógł spokojnie pracować. Pamiętajcie, że muszę jednocześnie filmować i pracować ze skórą, co wcale nie będzie proste.

Żebyście się nie nudzili oraz dlatego, że w międzyczasie nadeszła długo oczekiwana przesyłka, zrobiłem film (tym razem krótki…) o najnowszym nabytku do mojej hobbickiej kuchni. Marzyłem o tym przefajnym naczyniu od dawna, ale z różnych powodów nie mogłem swojego marzenia zrealizować. Głównie dlatego, że nikt tego w Polsce ani nie produkował, ani nie sprowadzał.  Aż tu nagle…

Jeżeli chcecie się dowiedzieć, co udało mi się kupić, zapraszam do obejrzenia filmu na YouTube. Oczywiście będę wdzięczny za komentarze, „łapki w górę” i subskrypcję kanału.

Podpowiem, że w opisie filmu znajdziecie link, to tak na wypadek, gdyby ktoś chciał sobie uzupełnić wyposażenie kuchni. 😉 

 

 

Kaletka dla Violetki cz. 1

Moje pierwsza „vlogowa” produkcja o tym, jak zbierałem czarny bez, spotkała się z Waszym życzliwym przyjęciem. Zrobiłem więc następną! Tym razem nie jest to film o kulinariach, a o pracach ręcznych. Jak wiadomo hobbici mieli zręczne palce i trudnili się przeróżnymi rzemiosłami (z wyjątkiem szewstwa oczywiście!). Dlaczego więc nie spróbować?

Postanowiłem więc popracować trochę ze skórą, ale żeby miało to jakiś sens, postawiłem sobie zadanie: zrobić kaletkę dla żony. A jak wiadomo, skoro dla żony, to musi być jeżeli nie perfekcyjne (co jest w zasadzie niemożliwe), to najdoskonalsze, jakie jesteśmy w stanie wykonać.

Cóż to takiego kaletka? Jest to rodzaj małej torebki lub sakwy noszonej na pasie. Współcześnie możecie tego typu torebki zobaczyć np. u sprzedawców na straganach, u rowerzystów, a dawniej u cinkciarzy. Pewną odmianą kaletki są tzw. nerki, ale one są połączone na stałe z pasem.

Oczywiście nie chcę  żonie podarować czegoś takiego, broń Boże! Choć z drugiej strony istnieją nowoczesne, często ekskluzywne formy tej torebki, często od znanych domów mody. Mówimy jednak o czym innym.

Pisząc „kaletka” mam na myśli jej dawną, średniowieczną (przyjmijmy umownie…) formę, jaka spodobała się Violce podczas wizyty w osadzie wikingów na Wolinie.

Wygląda to mniej więcej tak:

Średniowieczna kaletka.

Tak wygląda kaletka.
Źródło: https://www.etsy.com/listing/250766385/viking-belt-bag-handmade-by-rough

Oczywiście wersji jest mnóstwo, niektóre bardzo ozdobne, z okuciami, malowane itp. Jeżeli Was temat zainteresował, proponuję w Google wyszukać „medieval viking belt pouch” albo „belt bag”. Niektórzy robią naprawdę cudeńka!

Nie wiem jeszcze sam, co mi z tego wyjdzie, przede mną wiele pracy. Muszę zrobić projekt, zastanowić się nad ewentualnymi zdobieniami, wykończeniem no i ostatecznie to wszystko uszyć!

A potem najtrudniejszy egzamin – „odbiór techniczny” i opinia żony. Oj, a nie chcielibyście, by była np. kontrolerem jakości w Waszej firmie… 😈

Chciałbym, byście towarzyszyli mi w tej przygodzie! Zapraszam więc na pierwszą część filmu, w której opowiem jakie narzędzia zgromadziłem by wykonać tę pracę. Będę wdzięczny za wszelkie opinie i komentarze, zarówno tutaj, jak i pod filmem. Oraz, co oczywiste, za „łapki w górę” na YouTube, subskrypcję kanału i udostępnianie znajomym.

Miłego oglądania!