Krótka rzecz o miłowaniu (historii języka polskiego…)
Wpis o budowie podświetlarki (podobnie jako o tabliczkach woskowych i innych rzeczach które obiecałem dawno temu) „się robi”, ale jakoś już tradycyjnie nie mogę go dokończyć. Za to dziś relacja na gorąco z krótkiego spotkania ze studentami z Koła Miłośników Historii Języka Polskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Przeglądając fejsbukowy śmietnik znalazłem takie oto zaproszenie na 25 listopada: „Jeśli chcesz zajrzeć w notatki średniowiecznego studenta i dowiedzieć się, czego i jak musiał się uczyć; jeśli chcesz przeczytać piosenki, które podśpiewywał od czasu do czasu; jeśli chcesz spróbować rozwiązać staropolską zagadkę i wziąć udział w losowaniu atrakcyjnych nagród – odwiedź nasze stoisko!”. Skoro ktoś tak zachęca, na obrazku widzę pióra i butelki z atramentem, a w dodatku droga powrotna do domu wiedzie tuż obok – grzechem byłoby nie skorzystać!
Przyznaję, że najpierw trochę się rozczarowałem. W holu Collegium Maius odbywał V Wydziałowy Dzień z Kołami Naukowymi, gdzie każde koło naukowe miało swój kawałek podłogi, ściankę, gdzie mogli poprzypinać np. plakaty, parę krzeseł i mniejszy lub większy stolik. Temperatura i wilgotność mocno jesienna, warunki absolutnie „nieklimatyczne”. Obszedłem całość, minąłem parę stolików z laptopami, prezentacjami i ulotkami… Nihil novi sub sole… No nic, wracam do tego, co mnie interesuje.
W „akwarium” Koła Miłośników Historii Języka Polskiego siedziały sobie trzy sympatyczne dziewczyny i jeden nie mniej sympatyczny kolega. Na początku trochę się spłoszyli na widok starego zgreda który zainteresował się ich stoiskiem (ewidentnie nie-studenta!), ale już po chwili zaczęli opowiadać o swojej pracy i zainteresowaniach. O woskowych tabliczkach, o płycie z pieśnią, do której ułożyli staropolski tekst, o swojej pracy. Żałuję trochę, że nie miałem więcej czasu i że warunki były mało kameralne, bo opowiadali ciekawie. 10 minut (może ciut więcej) które tam spędziłem to stanowczo za mało, no ale z różnych względów nie mogłem więcej. Życie…
Ciekawostka. Mimo, że samo stoisko by dosyć niszowe (może nie poziom nerd advanced ale prawie), to ludzie jednak zatrzymywali się, zagadali, odpowiadali na pytania konkursowe. Pomysł z rozłożeniem pisarskich gadżetów był strzałem w dziesiątkę. Aż żal, że nie było warunków na coś z większym rozmachem i że to wszystko gotuje się troszeczkę we własnym, studencko-naukowym sosie. Przy odrobinie wysiłku można by zrobić naprawdę atrakcyjne wydarzenie dla „ludzi z ulicy”. Bez czekania na Noc Naukowców.
Towarzystwo żaków było na tyle miłe, że zgodziło się na zrobienie paru zdjęć. Od razu przepraszam za jakość, moja wina, zapomniałem naładować akumulatora w lustrzance i pstrykałem prościutkim kompaktem. Możecie zobaczyć jak było i wpaść kiedyś na spotkanie Koła albo odwiedzić ich na jakimś pokazie. A kto wie, może nawet sięgnąć po staropolskie teksty i kaligrafię? Zachęcam do wyłuskiwania z internetowego chaosu informacji o takich imprezach, naprawdę warto. A teraz obiecane fotki:
To już niestety koniec „reportażu”. Zacnym żakom z Koła dziękuję za miłe przyjęcie i mam nadzieję, że ich kiedyś odwiedzicie!