Zostań oprawcą Tolkiena!
Niedawno na Facebooku postanowiłem zachęcić ludzi do spróbowania swoich sił w introligatorstwie, a jednocześnie zrobienia przy tej okazji tzw. „dobrego uczynku”. Propozycja spotkała się z pozytywnym odzewem (czy będą efekty to zupełnie inna sprawa…), postanowiłem więc wrzucić to, lekko zmodyfikowane także tutaj, szczególnie, że to nie jednorazowa propozycja, tylko akcja, która może trwać do końca świata i jeden dzień dłużej. Co prawda bloga czyta niewielu, ale może ktoś poczuje się zainspirowany, gdy tu trafi.
Obrazek oczywiście tylko dla atencji, podobnie jak tytuł („oprawca” copyright by Jan Grochocki…) 😎
Moi szanowni, acz nieliczni Czytelnicy (oczywiście liczę na udostępnianie!). Na grupie Polscy kolekcjonerzy dzieł Tolkiena dyskutowaliśmy o bibliofilskich oprawach książek Profesora.
Przy tej okazji rzuciłem pomysł – a może byśmy tak sami spróbowali? A nasze prace przeznaczyli potem na jakiś dobry cel?
Idea w skrócie jest taka:
1) zdobywamy jakąś „przechodzoną” książkę Profesora. Jeżeli komuś mimo wszystko żal eksperymentować z prawdziwymi książkami, nawet
zniszczonymi, może zrobić fajny, „tolkienowski” notes. *
2) Nabywamy podstawowej wiedzy na temat introligatorstwa a potem własnoręcznie oprawiamy książkę lub notes najpiękniej jak potrafimy. I na ile nam starczy funduszy.
3) Przekazujemy książkę lub środki uzyskane ze sprzedaży (nie ważne w jaki sposób) na jakiś cel charytatywny, dowolnie wybrany przez siebie. Jeżeli na przykład nasza książka mimo wszystko nie rzuci na kolana swoją oprawą na tyle, by ktoś się nią zainteresował np. na aukcji, może taką książkę podarować bibliotece, do domu dziecka itp. Jeden warunek – praca ma być staranna, porządnie wykonana. Z całym sercem.
4) Chwalimy się swoją pracą (w pozytywnym sensie) na grupach tolkienowskich tak, by zachęcić innych i uruchomić „domino”. Tagujemy #OprawcaTolkiena.
Akcja anie ma końca! Chodzi o to, by dać drugie życie książkom i popularyzować postać J.R.R. Tolkiena, a jednocześnie zrobić coś dobrego zarówno dla innych, jak i dla siebie.
Dlaczego dla siebie? Bo raz, nauczycie się czegoś nowego, dwa – jeżeli wyjdzie Wam coś naprawdę fajnego, zobaczycie ile silnej woli trzeba, żeby się z tym rozstać. 😈 A trzy – dzielenie się z innymi jest dobre, a dobrze jest być dobrym. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Teraz odpowiedź na dwa kluczowe pytania:
1) Jakie są koszty tej zabawy?
Mówimy o pracy totalnego amatora, który jednak ma jakąś wprawę w pracach ręcznych. Będziecie musieli wydać parę złotych i kupić:
– Klej introligatorski CR: 3 do 10 zł, w zależności od wielkości butelki i miejsca zakupu.
– Gruba tektura 1-2,5mm, koszt – bo ja wiem, 2 zł?
– Nici – ze 3 zł, raczej półsyntetyczne.
– Igła – pożyczcie cerówkę od babci…
– Coś, z czego zrobicie okładkę (w sensie „owijki”) – może być ozdobny papier, tkanina, skóra. Zwykle coś da się zorganizować „z odzysku”.
– Porządny nożyk do tapet i dobra linijka (15 zł?)
– Inne drobiazgi które teraz trudno wymienić. Np. przydadzą się ściski stolarskie ale wystarczy czasem ciężka kanapa i dwie drewniane deski do mięsa 😉 , kostka introligatorska (ale jak się nie ma może być łyżeczka do herbaty) itd.
2) „Rany, a skąd mam wiedzieć, jak to zrobić?”.
Cóż, zadzwonić do przyjaciela! A tak serio:
a) Najlepiej iść na dobry kurs z dobrym nauczycielem. Ja mogę polecić kursy prowadzone przez introligatora i bibliofila – Jan Grochocki – Blog introligatorski. W wielu miastach organizowane są warsztaty o tematyce introligatorskiej, trzeba trochę się rozejrzeć. Często na konwentach prowadzone są mini-warsztaty, na których można co nieco liznąć. Np. na ostatnim Pyrkonie Kodi Art prowadził sympatyczne zajęcia z szycia notesów. Pytajcie Wujka Google.
b) Często warto się rozejrzeć w swoim środowisku – w pracy, w fandomie – ku naszemu zaskoczeniu okaże się, że ktoś coś umie lub zna kogoś!
c) Nauczyć się z dostępnych materiałów! Z książkami jest generalnie bieda (szczególnie po polsku), ale za to jest mnóstwo tutoriali na Youtube, warto też przejrzeć blogi i serwisy typu Instructables.com
Jakość i „profesjonalność” jest różna, ja ze swej strony mogę polecić stronę https://kursownik.pl
Trzeba się tam zarejestrować (nie, nie przysyłają spamu…) a po rejestracji dostajemy dostęp do paru kursów, m.in. do kursu oprawy książek.
Kurs jest przeznaczony dla studentów zajmujących się designem i – w mojej, nieprofesjonalnej ocenie – jest chyba najlepszym takim samouczkiem w języku polskim. Nie musicie przerabiać wszystkich rozdziałów (np. komputerowych), choć moim zdaniem warto, ponieważ w zasadzie wszystko, co tam pokazano, można zrobić ręcznie, a poznamy przynajmniej zasady.
Nie trzeba też np. budować szywadła. Zobaczcie tylko, po co się go używa. Nie będziecie mieli – po prostu będzie mniej wygodnie.
Jasnym jest, że będą to prace amatorskie (o czym należy informować uczciwie), zapewne pełne błędów, ale mam nadzieje, że mimo wszystko wykonane porządnie i z sercem.
No dobrze – a co, jeśli mimo naprawdę szczerych chęci wyjdzie Wam coś niegodnego przekazania dalej, a mimo wszystko chcielibyście zrobić tzw. dobry uczynek w duchu Profesora? Niezawodny Janek Grochocki podpowiedział mi doskonały pomysł:
1) robicie tzw. „ściepę narodową”, czyli musicie wyżebrać trochę gotówki od swojej tolkienowskiej ekipy, rodziny, znajomych, w szkole itd.
2) kupujecie książkę profesora,
3) znajdujecie prawdziwego artystę-introligatora, który, być może (znając cel…) oprawi Wam to profesjonalnie i pięknie.
4) Wystawiacie na aukcję charytatywną a uzyskane środki przekazujecie na wybrany cel.
Co o tym myślicie? Wchodzicie w to? Dajcie znać tutaj, na Facebooku na moim profilu albo na grupie kolekcjonerów.
CDN
* Moja akcja skierowana jest tematycznie w stronę Tolkiena. A a co najmniej w tolkienowskim duchu, możesz więc oprawić, bo ja wiem, Muminki, Opowieści z Narni czy co tam kto lubi. Byle ostatecznie efektem tego był namacalny efekt dobroczynny.
#OprawcaTolkiena