Ten pierwszy raz

Każdy kiedyś ma swój pierwszy raz. Przynajmniej statystycznie. Oczywiście bywają wyjątki, czy to przez wyjątkowego pecha, czy z wyboru, ale to inna historia.

Czas więc na pierwszy w życiu wpis na pierwszym w życiu blogu. I prawdopodobnie też ostatnim, bo w sumie po co więcej, tak na zdrowy rozum.

Skąd pomysł na blog? Częściowo – bo po prostu lubię dzielić się swoimi przemyśleniami, częściowo – z winy Facebooka. Lubię „fejsa”, jest dla mnie cennym źródłem informacji i kontaktów, ale podobnie, jak przychodzi czas, w którym człowiek dochodzi do wniosku, że lepiej gdy ktoś płaci nam niż my komuś, tak tu – lepiej, by Facebook służył nam a nie my Facebookowi. W najgorszym przypadku niech to będzie symbioza.

faceoffStwierdziłem, że szkoda wrzucać cokolwiek, czym chciałbym się podzielić w miejsce, gdzie po paru minutach zginie w potoku innych wiadomości, niczym ogryzek na sortowni śmieci. Wszystko, co wrzucałem do tej pory na fejsa a podobało ludziom (czyli przede wszystkim ogródkowe przygody w moim małym Hobbitonie i kulinarne eksperymenty) od tego momentu znajdzie swoje miejsce właśnie tutaj. Zwłaszcza, że wielu z moich znajomych  żaliło się, że nie ma ochoty rejestrować się na Facebooku tylko po to, by obejrzeć zdjęcia, czy przeczytać jakiś tekst.

Przyznaję też, że trochę już zmęczyły mnie słodkie koty, demoty, odgrzewane kawały, informacje, że czyjaś dzidzia właśnie zrobiła kupę i z tej okazji ogłoszono święto narodowe, odkrywcze newsy o tym, że już piąteczek, łańcuszki i debilne akcje bazujące bezczelnie na elementarnych ludzkich emocjach. Niestety Facebook  nie umożliwia skutecznej filtracji tylko pożądanych treści. Za to jest doskonałym słupem ogłoszeniowym.

Cóż… Time to say goodbye, dear Facebook.  Zmieniamy reguły gry. Face – już dawno zeżarłeś, więc zabieram book i idę na swoje. Teraz w tym nieustannym recyklingu informacji, ty dostajesz butelki PET, a ja biorę puszki z aluminium i miedziany złom 😉

 

Tagi