Bardzo ciekawie piszesz na temat kaligrafii. To rzeczywiście niełatwa sztuka. Jestem niestety już w tym wieku, że w pierwszej klasie szkoły podstawowej miałam zajęcia z kaligrafii. W każdej ławce była dziura na kałamarz, a uczniowie w pocie czoła, robiąc niestety sporo kleksów pisali posługując się stalówką, nie zawsze pierwszej jakości, osadzonej najczęściej w drewnianej obsadce. Podobno byłam dobra w te klocki i moje zeszyty z kaligrafią pokazywali na wywiadówkach. Przypuszczam, że kaligrafia była i jest dużo bardziej rozwinięta, a to czego mnie nauczono to tylko mała kropla w morzu. Mimo to bardzo to lubiłam, a jak mi coś nie wychodziło, to ze łzami w oczach, poprawiałam. A byłam bardzo dokładna i pedantyczna ( Z wiekiem mi to przeszło, może i lepiej, bo mniej się stresuję) 🙂 Pozdrawiam i życzę powodzenia w nauce kaligrafii. Wierzę, że będziesz prymusem! Małgosia
Maciej, piekny tekst. Przypomniał mi czasy kiedy w Liceum Plastycznym ćwiczylismy kaligrafie. Pamiętam jak mnie później mięśnie dłoni bolały. Myśmy się tego uczyli jako rzemiosła, o komputerach nawet nie myśleliśmy a Letrasety (kalkomanie z liternictwem) kosztowały majątek. Nie wiem czy teraz by mi się chciało 🙂
Macieju! Lubię Cię czytać, naprawdę.
Nie wiem dlaczego (choć może i wiem, tylko jeszcze nie w pełni to sobie uświadamiam), ale czytając słowa napisane przez Ciebie czuję, że czas zwalnia i da się zauważyć prostotę i piękność otaczającej rzeczywistości – takiej normalnej rzeczywistości, niby szarej, niby burej, ale jednak pięknej – właśnie dzięki Twoim słowom.
Nie ze wszystkim się zgadzam – wiadomo – ale i tak będę Cię czytać 😉
A że na początku było SŁOWO… porzucam teraz komputer na rzecz książki i łóżka 😉
hiszpańskie anioły od kilku dni olewają nas skutecznie, bo pada wściekle, zatem to najlepsza pora na zabunkrowanie się z książką w ciepłym łóżku…
Ps. Podoba mi się Twoje kaligraficzne dzieło /uważaj na potylicę ;)/.
Wiem, że takie określenia nie przystoją… ale zajebisty wpis 🙂 Niestety, ja należę do gości którzy przypalają wodę na herbatę i mam stuprocentową pewność, że wszystko zrobiłbym jak należy do momentu sparzenia, po którym całą tą misterną robotę szlag by trafił. Ale mam nadzieję, że skoro już te 5 kilo zrobiłeś i są zdjęcia na dowód, to coś Ci tam zostało, prawda? PRAWDA?
wspaniałe żelazkowe zdjęcie z literą a i to chyba jeśli mnie oczy nie mówią jest mój wzór uncjały:) zawsze uczniom tłumaczę żelazkowość 'a’… nie wszyscy rozumieją….haha:)
A to jest wielce prawdopodobne Pani Barbaro, ponieważ moja Mistrzyni jest absolwentką (no chyba tak to można nazwać?) słynnej Szkoły Kaligrafii i Iluminacji więc opiera się na dobrych wzorcach, no nie? 😉
E, no znalazł byś coś, jakąś makiwarę do „lepkiej ręki” zrobić, wieszak na kapelusze dla żony itp. Ale wiesz co, myślę, że Tobie to akurat bardziej spodoba się inny, czekający niestety w dosyć długiej kolejce zakup (chyba, że chcesz zostać mecenasem 🙂 – http://www.dluta.pl/katalog/ciecie/pily-japonskie-ryoba/
przy okazji „drzewnego ” tematu polecam sok z brzozy (oczywiście pozyskiwany samemu), czy z akacji też można? nie wiem, wydaje mi się zbyt „sucha” 😉 pozdr
Bardzo ładne wykonanie. Pozazdrościć talentów i zainteresowań. Kaligrafia jest niezwykle piękną sztuką, dużo mówiącą o człowieku. Ciekawi mnie jednak, skoro twierdzi Pan, że lubi „dawne czasy” czy próbował swoich kaligraficznych umiejętności na tabliczkach woskowych – protoplaście brudnopisu?
Przy okazji zapraszam również na mojego „rzemieślniczego” bloga.
Tak, jest wzorek jednej okładki z słynnego toruńskiego zbioru. Czytać co prawda za bardzo nie będzie miał Pan czego 😉 założyłem, że na blogu przeważać będzie obraz nad treścią. Gdyby jednak miał Pan jakieś pytania służę uprzejmie swoją wiedzą.
Pozdrawiam.
Dobry tekst. Sama jestem rękodzielnikiem i trochę mnie męczy ten szum „Rękodzielnicy ceńmy się, bo przecież robimy takie cudowności warte bóg wie ile”. Ludzie często na grupach pytają się ile za coś tam wziąć i często padają ceny z kosmosu, a ja się tylko pukam w głowę kto Ci tyle da? Dzięki takim artykułom ja ten u orimono ludziom się w dupach poprzewracało i podają ceny wręcz z kosmosu. Owszem mogą sobie podawać jakie tam sobie chcą ale czy ktoś to kupi? A nawet jeśli to czy wróci? Oczywiście nie jestem też za sprzedażą po kosztach, trzeba to jednak wypośrodkować aby klient był zadowolony a i rękodzielnik co nieco zarobił.
Opis robienia syropu czyta się jak dobrą książkę przygodową. Mi bardzo podobają się odniesienia do Hobbitów i Harrego Pottera! Filmik świetny, opatrzony miłą do ucha muzyką! 🙂
Macieju, oglądając filmik odpłynęłam na parę minut w ten drugi wolniejszy świat, jaki pamiętam gdy spędzałam wakacje u babci na wsi wśród łąk, lasów i milickich stawów… Hyćki tam było co nie miara. Tyle że babcia przygotowywała specyfiki z owoców czarnego bzu. Zapach pamiętam do teraz… A u siebie w ogrodzie mam spory krzaczek hyćki, ale z fioletowymi liśćmi i różowymi kwiatami
Bardzo ciekawie piszesz na temat kaligrafii. To rzeczywiście niełatwa sztuka. Jestem niestety już w tym wieku, że w pierwszej klasie szkoły podstawowej miałam zajęcia z kaligrafii. W każdej ławce była dziura na kałamarz, a uczniowie w pocie czoła, robiąc niestety sporo kleksów pisali posługując się stalówką, nie zawsze pierwszej jakości, osadzonej najczęściej w drewnianej obsadce. Podobno byłam dobra w te klocki i moje zeszyty z kaligrafią pokazywali na wywiadówkach. Przypuszczam, że kaligrafia była i jest dużo bardziej rozwinięta, a to czego mnie nauczono to tylko mała kropla w morzu. Mimo to bardzo to lubiłam, a jak mi coś nie wychodziło, to ze łzami w oczach, poprawiałam. A byłam bardzo dokładna i pedantyczna ( Z wiekiem mi to przeszło, może i lepiej, bo mniej się stresuję) 🙂 Pozdrawiam i życzę powodzenia w nauce kaligrafii. Wierzę, że będziesz prymusem! Małgosia
Maciej, piekny tekst. Przypomniał mi czasy kiedy w Liceum Plastycznym ćwiczylismy kaligrafie. Pamiętam jak mnie później mięśnie dłoni bolały. Myśmy się tego uczyli jako rzemiosła, o komputerach nawet nie myśleliśmy a Letrasety (kalkomanie z liternictwem) kosztowały majątek. Nie wiem czy teraz by mi się chciało 🙂
Pozdrawiam
uśmiałam się 🙂 potoczyście piszesz, dobrze się czyta
pozdrawiam
Macieju! Lubię Cię czytać, naprawdę.
Nie wiem dlaczego (choć może i wiem, tylko jeszcze nie w pełni to sobie uświadamiam), ale czytając słowa napisane przez Ciebie czuję, że czas zwalnia i da się zauważyć prostotę i piękność otaczającej rzeczywistości – takiej normalnej rzeczywistości, niby szarej, niby burej, ale jednak pięknej – właśnie dzięki Twoim słowom.
Nie ze wszystkim się zgadzam – wiadomo – ale i tak będę Cię czytać 😉
A że na początku było SŁOWO… porzucam teraz komputer na rzecz książki i łóżka 😉
hiszpańskie anioły od kilku dni olewają nas skutecznie, bo pada wściekle, zatem to najlepsza pora na zabunkrowanie się z książką w ciepłym łóżku…
Ps. Podoba mi się Twoje kaligraficzne dzieło /uważaj na potylicę ;)/.
U mnie nawet mirabelka nadal w pąkach i czekam .
Wiem, że takie określenia nie przystoją… ale zajebisty wpis 🙂 Niestety, ja należę do gości którzy przypalają wodę na herbatę i mam stuprocentową pewność, że wszystko zrobiłbym jak należy do momentu sparzenia, po którym całą tą misterną robotę szlag by trafił. Ale mam nadzieję, że skoro już te 5 kilo zrobiłeś i są zdjęcia na dowód, to coś Ci tam zostało, prawda? PRAWDA?
wspaniałe żelazkowe zdjęcie z literą a i to chyba jeśli mnie oczy nie mówią jest mój wzór uncjały:) zawsze uczniom tłumaczę żelazkowość 'a’… nie wszyscy rozumieją….haha:)
A to jest wielce prawdopodobne Pani Barbaro, ponieważ moja Mistrzyni jest absolwentką (no chyba tak to można nazwać?) słynnej Szkoły Kaligrafii i Iluminacji więc opiera się na dobrych wzorcach, no nie? 😉
Drzewiej też mi się marzyło mieć coś takiego, a dziś… ech niestety, nawet bym nie znalazł zastosowania pewnie.
E, no znalazł byś coś, jakąś makiwarę do „lepkiej ręki” zrobić, wieszak na kapelusze dla żony itp. Ale wiesz co, myślę, że Tobie to akurat bardziej spodoba się inny, czekający niestety w dosyć długiej kolejce zakup (chyba, że chcesz zostać mecenasem 🙂 – http://www.dluta.pl/katalog/ciecie/pily-japonskie-ryoba/
Udała Ci się ta obsadka . Cudeńko .
przy okazji „drzewnego ” tematu polecam sok z brzozy (oczywiście pozyskiwany samemu), czy z akacji też można? nie wiem, wydaje mi się zbyt „sucha” 😉 pozdr
Ja uważam, że elfy tolkienowskie byłyby zadowolone, ja jestem.
Bardzo ładne wykonanie. Pozazdrościć talentów i zainteresowań. Kaligrafia jest niezwykle piękną sztuką, dużo mówiącą o człowieku. Ciekawi mnie jednak, skoro twierdzi Pan, że lubi „dawne czasy” czy próbował swoich kaligraficznych umiejętności na tabliczkach woskowych – protoplaście brudnopisu?
Przy okazji zapraszam również na mojego „rzemieślniczego” bloga.
Dziękuję! A skoro mowa o tabliczkach, owszem, nawet taką zrobiłem https://www.facebook.com/photo.php?fbid=892162577466816&set=a.185432511473163.52163.100000192469380&type=3&theater
Choć o kaligrafowaniu na wosku trudno mówić 🙂
PS A blog śliczny! Widzę wzór tabliczki z Toriunia, prawda? Zagłębiam się w czytanie!
Tak, jest wzorek jednej okładki z słynnego toruńskiego zbioru. Czytać co prawda za bardzo nie będzie miał Pan czego 😉 założyłem, że na blogu przeważać będzie obraz nad treścią. Gdyby jednak miał Pan jakieś pytania służę uprzejmie swoją wiedzą.
Pozdrawiam.
Świetny tekst. 100% się zgadzam. 🙂
Nic dodać, nic ująć 🙂
Dobry tekst. Naprawdę dobry…
Dobry tekst. Sama jestem rękodzielnikiem i trochę mnie męczy ten szum „Rękodzielnicy ceńmy się, bo przecież robimy takie cudowności warte bóg wie ile”. Ludzie często na grupach pytają się ile za coś tam wziąć i często padają ceny z kosmosu, a ja się tylko pukam w głowę kto Ci tyle da? Dzięki takim artykułom ja ten u orimono ludziom się w dupach poprzewracało i podają ceny wręcz z kosmosu. Owszem mogą sobie podawać jakie tam sobie chcą ale czy ktoś to kupi? A nawet jeśli to czy wróci? Oczywiście nie jestem też za sprzedażą po kosztach, trzeba to jednak wypośrodkować aby klient był zadowolony a i rękodzielnik co nieco zarobił.
Opis robienia syropu czyta się jak dobrą książkę przygodową. Mi bardzo podobają się odniesienia do Hobbitów i Harrego Pottera! Filmik świetny, opatrzony miłą do ucha muzyką! 🙂
Macieju, oglądając filmik odpłynęłam na parę minut w ten drugi wolniejszy świat, jaki pamiętam gdy spędzałam wakacje u babci na wsi wśród łąk, lasów i milickich stawów… Hyćki tam było co nie miara. Tyle że babcia przygotowywała specyfiki z owoców czarnego bzu. Zapach pamiętam do teraz… A u siebie w ogrodzie mam spory krzaczek hyćki, ale z fioletowymi liśćmi i różowymi kwiatami