Musztając wigle…
Kiedy moje dzieci były małe, czytałem im często na dobranoc bajki i wiersze. Od cudownych „Kołysanek dla maluchów” które do dziś potrafią zarecytować z pamięci, po co fajniejsze kawałki „Pana Tadeusza”. Wśród utworów grzecznych i poukładanych znalazły się też i te – jakby to rzec – ciut mniej standardowe, ze słynnym Dżabbersmokiem (lub jak kto woli Żabrołakiem) Lewisa Carolla oraz tolkienowskimi Żujpaszczami. Mimo, że dziś już pełnoletni, gdy jest odpowiedni nastrój, siedzimy przy świeczkach popijając aromatyczną herbatę, proszą jeszcze czasem o Żujpaszcze. Marzy mi się, że kiedy będą recytować je swoim dzieciom.
Bardzo lubię obydwa utwory, każdy troszkę inaczej. Dżabbersmoka przede wszystkim ze względu na cudowną zabawę językiem (i czapki z głów dla tłumaczy!), Żujpaszcze za niesamowity nastrój.
Zainspirowany tymi wierszami, dawno temu ułożyłem kiedyś swoją własną rymowankę. Akurat, by w zimowy mroźny wieczór wspomnieć upalne lato:
Wieczór
Szczwór w szmuklach bżdży przeciągle
musztając wigle czule,
hoplaszczy zwyrod rozmarzony,
kurlając małe trule.
Zczerwiony księżyc błyskoplika
w jeziora czarnej dali,
gdzieś na mokradłach żmrodak zgrzyta
w paszczękach strasznej krali.
Gdzieś chlipotliwie pluska grychla
bzyfurczy basem blaszczka mrugna
szarokamlawym chroni się skrzydłem
niczym kawałkiem sukna
W wilgmławym dole, w pruchnym drzewie
chrobaszczą rude kiele,
Grzmilaszczki posuwolno klają,
Ot, wieczór jakich wiele.