Kaligrafia

Kaligraficzny wolontariat i konkurs!

Kochani, dziś wrzucam informację  zachęcam do udziału w konkursie Szkoły Kaligrafii i Iluminacji Barbary Bodziony Calligraphy School z Krakowa. Oczywiście konkurs jest tylko „wartością dodaną”, istotna jest pomoc dzieciom. Zachęcam do naśladowania i podobnych inicjatyw (niekoniecznie kaligraficznych…) w swoich miastach!

akcja-szpital

Kaligrafowie – dzieciom!

KONKURS!

Kochani Fundacja Sztuka Kaligrafii razem z naszą Szkołą rusza z PROJEKTEM WOLONTARIACKIM: zajęcia kaligraficzne na oddziałach dziecięcych szpitali w Krakowie.

Wolontariusze – nasi uczniowie będą proponować dzieciom w szpitalu ciekawe zajęcia z kaligrafii i iluminacji średniowiecznej.

Szukamy dobrej NAZWY AKCJI WOLONTARIACKIEJ – dlatego proponujemy Wam wszystkim abyście pomogli nam ją znaleźć!

NAGRODA w postaci DARMOWEGO WEEKENDU ZAJĘĆ w naszej szkole dla osoby, która wygra konkurs (lub dla osoby wybranej przez WYGRANEGO)

możecie wysyłać hasła na wiadomość FB lub na maila szkoły: biuro@szkolakaligrafii.pl

Jeśli możecie UDOSTĘPNIJCIE nasz post!

 

Nowy nabytek! Stołowa tokarka!

Mój nowy nabytek - przenośna tokarka, jeszcze bezimienna!

Mój nowy nabytek – przenośna tokarka, jeszcze bezimienna!

Ha! Muszę się Wam pochwalić nowym nabytkiem! Od dłuższego czasu „chorowałem” na własną tokarkę do drewna, warunek – musiałaby być możliwie mała, przenośna i łatwa do schowania. Aha… I tania!

Jedyny sensownym rozwiązaniem (i dla mnie zupełnie wystarczającym) okazała się prosta przystawka napędzana wiertarką. Takie przystawki robiła kiedyś nasza Celma, ale egzemplarze które znajdywałem na Allegro czy innych serwisach były albo drogie, albo niekompletne, albo w kiepskim stanie. W każdym razie polowałem od dłuższego czasu na dobrą okazję.

Parę dni temu przeglądam aukcje i nagle – bach! Jest, śliczna, mała pomarańczowa tokareczka, dokładania taka, jakiej chciałem! Niestety była to aukcja ale udało się – miałem odrobinę szczęścia (wygrałem dosłownie o włos!). Tak sobie myślę, że ewidentnie chciała trafić w moje ręce.

W każdym razie dziś do mnie dotarła moja ślicznotka, zobaczymy jak się będzie sprawować. Bo wiecie, jak to czasem mówią – „ładna miska jeść nie daje”. Czytaj dalej

Z pamiętniczka skryby. Część 5 – Uncjała, czyli o pożytkach płynących z wiedzy o żelazkach.

The Book of Kells, folio 106r, fragment strony

The Book of Kells, folio 106r, fragment strony.
Zobacz całość na stronach Trinity College

Po Bożym Narodzeniu, przeżywając jeszcze pierwszą pracę zaliczeniową mojego kaligraficznego przedszkola, zapisałem się na kolejny kurs. Tym razem tematem była uncjała scriptura uncialis, używana od IV do X wieku (lub jeśli liczyć uncjałę grecką to od III wieku). Niejako cofnąłem się więc w czasie (karolina jest późniejszym krojem), wracając do swojej pierwszej miłości, czyli „celtyckich literek”.
Zasadniczo celtyckie to raczej są ogamy, ale miłośnikom pomrocznych dziejów, celtofilom, folkowcom, fanom fantasy i innym dziwakom najbardziej znana jest właśnie iroszkocka, bardzo charakterystyczna odmiana uncjały, znana ze słynnej „The Book of Kells”. Zresztą – jak byliście w jakimś irlandzkim pubie albo mieliście w ręku płytę z muzyką celtycką czy choćby nawiązującą klimatem – to istnieje duża szansa, że widzieliście tę odmianę uncjały.
Do muzeum jechałem nastawiony co najmniej pozytywnie i mniej zestresowany niż za pierwszym razem. Mistrzyni była znana, stalówka też jakby bardziej przyjazna, papier jakiś taki mniej szorstki, ręce mniej drżące. Jednymi słowy – jechałem jako stary wyjadacz. Czytaj dalej

Z pamiętniczka skryby. Cześć 4 – In principio erat Verbum

stalowka-piernikNa zakończenie kursu karoliny mieliśmy wykonać pracę w postaci pięknie wykaligrafowanych życzeń lub innego bożonarodzeniowego tekstu. Same zajęcia już tak nie stresowały, wiedziałem czego się spodziewać. Dla odmiany przerażała mnie troszkę perspektywa pisania „na czysto” na czerpanym papierze.

Znam ten materiał, papier czerpany jest przepiękny, wnosi niepowtarzalny klimat, powiew historii i czegoś wyjątkowego. Jadnak przy całym swym uroku, którego nie ma nawet najdroższy papier do kaligrafii, pisanie po nim przypomina jazdę na łyżwach po papierze ściernym.

Jak zwykle Mistrzyni sprawdziła nasze arkusze z domowymi ćwiczeniami, a ja jak zwykle byłem podłamany.  Piony dalej nie zawsze były pionowe, tusz płynął sobie jak chciał a brzegi wielu literek były poszarpane. Powinienem chyba zająć się czymś prostszym. Z paszczy kaligraficznej depresji wyrwała mnie dopiero Mistrzyni, pytając, czy widzę różnicę między tym, co było na początku a tym, co jest teraz. Odebrałem to oczywiście jako pochwałę i zrobiło  się bardzo, ale to bardzo przyjemnie. Coś tam niewyraźnie odpowiedziałem, że nic takiego i w ogóle, robiąc zapewne jakąś głupią minę. Tak naprawdę, gdybym był czajnikiem, to właśnie bym gwizdał. Jestem królem świata! Czytaj dalej

Z pamiętniczka skryby. Część 3 – libacja u bilba

libacja-u-bilbaNa drugie zajęcia jechałem sam. Anioł coś wymijająco stwierdził, że sam sobie poradzę, wierzy we mnie i tak dalej. A w ogóle to idzie poćwiczyć do „Samsona”, bo coś go ostatnio za bardzo znosi przy silniejszym wietrze. Podejrzane. Coś kręci. Ale dobrze, pojadę bez niego.

Tym razem wziąłem odpowiednią teczkę, zapakowałem piórko (wybornie nadaje się do tego etui na szczoteczkę do zębów). W teczce – praca domowa. W sumie nic szczególnego – ot, wszystkie literki które przerobiliśmy.

Pisać, pisać, ćwiczyć, ćwiczyć…  Rzędy tych samych liter w końcu robią się nudne. Nie chciałem sam próbować innych – już parę razy zdawało mi się, że wiem, jak prowadzić stalówkę. Za to  całkiem ciekawe byłoby  pisanie całych słów, trudne o tyle, że literek do wykorzystania miałem niewiele. Zacząłem więc pisać głupoty w stylu tytułowej „libacji u bilba”  (z małej litery, bo dużego B jeszcze nie umiem). Za to pozwoliłem sobie na ułańską fantazję i przerobienie l na ł. Na resztę tej specyficznej twórczości literackiej miłościwie spuśćmy zasłonę milczenia, ale samą zabawę polecam. Czytaj dalej

Z pamiętniczka skryby. Część 2 – brzuszki i kaczuszki.

układ ręki podczas pisania

W końcu jestem w skryptorium!  Dyskretne światło woskowych świec, w powietrzu unosi się zapach starych ksiąg,  lekko skrzypią gęsie pióra. Od czasu do czas słychać szelest przekładanych kart czerpanego papieru a na pulpicie Mistrza leży prawdziwy, drogocenny pergamin. Bajka.

No dobra, tak naprawdę była to duża sala do edukacji plastycznej. Trzy wielkie, niezbyt stabilne, okrągłe stoły, każdy przykryty maksymalnie nieklimatyczną, ale za to prawdopodobnie odporną na wszelkie możliwe farby, kleje i tusze ceratą.

W sali była już Pani Olga, nasza Mistrzyni, terminatorzy powoli zajmowali miejsca. Rozłożyła swój przybornik z piórkami (właśnie dotarło do mnie, dlaczego piórnik to piórnik…). Myślę: aha, często używany, nasza nauczycielka to praktyk. Jest dobrze. Albo i niedobrze. Dostrzeże każdy błąd, przyłapie na każdym niedbalstwie, przeciw czemu protestować będzie moje męskie ego, a rozum podpowiadać, że powinienem wsadzić je sobie gdzieś bardzo, bardzo  głęboko. Tak mniej więcej po migdałki. Czytaj dalej

Z pamiętniczka skryby. Część 1 – Jak dostałem w pysk.

piorkoLubię tak zwane „dawne czasy”. Co prawda dla moich młodszych kolegów oznacz to lata 80. a czasem nawet 90., ale mam na myśli dzieje zdecydowanie odleglejsze. Powiedzmy, że od budowy Biskupina po zdobycie Berlina. Jak dawne czasy, to i dawne obyczaje, sztuka, kuchnia, życie codziennie i oczywiście pismo.

Nic nie ma takiego klimatu, jak starodawne, fantazyjnie opisane mapy, przecudnie iluminowane* pergaminy czy królewskie dekrety, dodatkowo ozdobione przepięknymi woskowymi pieczęciami. Od razu mamy przed oczami zgarbionych mnichów z klasztornego skryptorium  z „Imienia róży”,  tajemnicze manuskrypty Templariuszy z Indiany Jonesa czy mapę, która zaprowadziła Bilba Bagginsa wraz z krasnoludami do Samotnej Góry.

Mając głowę nabitą takimi obrazami zapałałem miłością do szlachetnej sztuki kaligrafii. Zgromadziwszy  odpowiednie przybory i pomoce naukowe  zacząłem coś tam bazgrać. Cały mokry i blady, niczym młodzieniec po raz pierwszy oglądający nagą dziewczynę, rysowałem „tolkienowskie” literki i po jakimś czasie stwierdziłem, że jest bardzo przyjemne zajęcie. Ludziom podobały się te moje „baśniowe literki”, a ja puchłem z dumy, niczym dziecko chore na świnkę. No to skoro jestem TAAAAKI DOBRY to czemu nie sięgnąć wyżej?

No to sięgnąłem. Po ciut „mądrzejsze” opracowania, zacząłem czytać dyskusje na polskich i zagranicznych forach. Mój anioł stróż bezczelnie stanął za mną, poprawił aureolę i z drwiącym uśmiechem przyglądał się temu, co robię. Kątem oka dostrzegałem, że minę ma coraz bardziej znudzoną, więc już chciałem się odezwać, że chyba to nie dla mnie,  gdy znienacka chlasnął mnie prosto w pysk swoim anielskim skrzydłem. Popatrzył mi głęboko w oczy, sprawdził, czy jestem dostatecznie przytomny by coś do mnie dotarło i powiedział: „A gdybyś tak zamiast stękać „że się nie da”  w końcu ruszył dupsko i zabrał się do roboty? Tak na serio? Znaczy, PORZĄDNIE?”. Czytaj dalej

Tagi